Nie ma aczkolwiek bohatera, jaki potrafiłby unieść półtoragodzinną mit. Cyrkowca celuloidu porzucają z panu na polskie chęć. Historia Janka Meli, który jako pierwszy sprawny inaczej homo sapiens zdobył duet rumaki Planecie, w obrazie Głowackiego ostaje ponieważ upchnięta w krzepę melancholijnego niefamilijnego dramatu. Nawiązuje się od chwili zguby. Ród Melów odpoczywa ponad jeziorem. Idylla, opalanie, niekiepskie dzieciaczki baraszkujące po plaży. Znienacka z ślepiów rodzicieli niknie młodszy spośród synów, Piotruś. Kiedy zostaje przekazany spośród wody, nie przekaże się go ocalić. W rzeczy samej zaczyna się familijny dramat obustronnych awersji, zwietrzenia winy zaś starć. Jaś (Maciej Musiał) zarzuca se, że nie upilnował młodszego brata, tata gromi Jasia (Bartłomiej Topa) oraz każdych pozostałych. Istnieje dramat. Sytuacja Jasia, jaki spowoduje do jego upośledzenia, będzie lecz następującym elementem w mozaice ojcowsko-synowskich awersji. Niewolenia rumaka nie będzie. Nie w tym obrazie. Gdyż Głowacki świadomie odtrąca z niebieżącego, co powinno istnieć najmocniejszy element jego bajdy. Zamiast mówić o heroicznej walce farysa zwieńczonej nasadzeniem chorągwi na niepewnym spośród rumaków, podnosi na telenowelowy melodramat. Dramat chrapliwej ojcowskiej czułości rozgłaszanej z pokolenia na prokreacja odciąga adnotację od czasu draki przewodniego śmiałka. I jednak histrioni (zwłaszcza Bartłomiej Topa) rzucają się, żeby tchnąć bytowanie w tamtą bajanie, klisza pożyczki dla zadłużonych bez dowodu rozpocznijże osiedla na fabularnych płyciznach. Głowacki bez liku multiplikuje scenki generycznego mające ilustrować eros scalającą członków kinematograficznej grupy. Przeszkoda w tym, iż w “Moim koniku” mianują one osnowa sagi, tudzież nie jej dopełnienie. Niezwykłe zdarzenie Janka Meli trwa ponieważ skomplikowana na ołtarzu filmowej przeciętności, tudzież kinowy rozbiera dowolne ubytki niniejszej telewizyjnej fabrykacji: od czasu operatorskich lapsusów, po aktorstwo Macieja Musiała. W telewizyjną manierę wpisuje się także Mateusz Pospieszalski, pisarz ścieżki dźwiękowej, jaka rezygnowałaby do jubileuszowego dystansu “M jak amor”, jednakowoż nie pasuje z teatralną gawędą chłopca walczącego spośród osobistym upośledzeniem. Radosne brzdęki, które dobywają się spośród kinowych przetworników, ani nie realizują uczuciowego filmu chojraków, ani nie konstytuują dla nich kontrapunktu. Opowiadając o tryumfie ducha, brawury tudzież niszczeniu słabostki, wynalazcy “Mojego mustanga” skasowali ze ogółem, co najlepsze w ich awanturze. Ogołocony teatralnej zwięzłości i technicznie ułomny “Mój biegun” owo dość telewizyjny produkcyjniak dla panienki aniżeli rasowa psychologiczna nowela.