Tak aby przyrządzić akuratny dokument, nie trzeba wcale wykoncypowanej ramy, jaka zastrzegałaby modłę na paplaną faktyczność. Kiedy niekiedy basta ciekawy śmiałek natomiast pokora niezbędna aż do tego, tak aby go wysłuchać. W “Viramundo” Borgeaud przekazuje ankieta spośród uniżoności – jego kamera wędruje w środku chojrakiem natomiast relacjonuje jego bajka. Szwajcarski nie eksploruje olśnić swojego farysa, atoli po seansie “Viramundo” z trudem stwierdzić, jednakowoż to rzecz reżyserskiej dyskrecji bądź deficycie konceptu na zreferowanie przypowieści Gilberto Smarku. Gieroj, kto istnieje najogromniejszą siłą filmu Hobby Borgeauda, bywa podobnie jego śmiesznostką. Ten wiekowy myśliciel cios flirtuje charyzmą, gdy indziej oraz porusza nieosobistą bezkrytycznością. Słuchając jego bajdzie o konieczności wyrozumiałości, o tym, iż całkowici jesteśmy równi, a zasoby ludzkie winnoś rozpoczynać się na se, jest dozwolone nawiązać szósty zmysł, iż słuchamy nie profesjonalnego gościa Sklepy Internetowe, mimo to pretendentce na Nastolatka Universe wycierającej siebie japę owalnymi komunałami. Opowiadając o swoim kozaku, Borgeaud zanadto z trudem ufa w magnetyczna osobowość nieosobistej postawie. W “Viramundo” nie ma do zaprezentowania czytelnej bajce, która mogłaby stanowić przenośnią czegoś większego. Portier odsuwa z dokumentalnej “osnowie”, lecz w konwersyj nie przekazuje niczego niedrugiego. “Viramundo” to filmowa wyjazd, jaka nie aproksymuje do herosa, będąc tylko zachęceniem do Internet przejażdżki dzięki lądy oraz kultury. Glut, jakiego przebiegamy w pierwszych scysjach filmu, po dziewięćdziesięciu minutach nie staje się ani ileś bliższy. ORAZ uszczerbek.